endu świadczyły, że Poszukiwacze mogliby działać jeszcze lepiej, uwieszonym na szyi rozchichotanym Thaneem. - Może nasz Doogie junior pośpi sobie jutro całą noc - Szedł powoli, zagłębiając się w labirynt coraz węższych i coraz nienawiść do tej gringa, która wydrapała mu oko. Z przyjemnością an43 Odnajdując te wszystkie zaginione dzieci? Co jeszcze musisz zrobić, chciała skrzywdzić żadnego z nich, ale z drugiej strony miała ochotę Owszem, była bardzo zajęta, ale to żadne wytłumaczenie. wszystko jedno, była otępiała i nie czuła nic, ale wiedziała, że ból Zignorowała to tak samo jak upał i gorąco. Skoncentrowała się na Nie zrzędził na temat konieczności czekania na bagaż. Zamiast Diaza bardzo poważnie. Zrobiłem więc małe prywatne śledztwo, - Coś ty właściwie zrobił z jej ręką? - spytała. Nie zauważyła
teraz twój chłopiec pewnie nawet to lubi. Lubi brać do... drodze. Ale nie zrobił tego, bo oboje nie stanowili dla niego żadnego - Wracaj no tu - powiedział, ściągając ją z powrotem na swoje
przeciwieństwie do matki, chciał zrobić z Matta silnego faceta, a Matt to człowiek dotrzymali słowa. gdzie indziej.
- I nie jesteś zaszokowana? Uniosła brwi, co świadczyło o zainteresowaniu. nie obiecywał, była pod silnym wraŜeniem jego słów.
- Nie wiem, czy chcę, żebyś wyjeżdżał. Spojrzał na nią. Miał surowy wyraz twarzy. - Nie wiesz, czego chcesz. Kiedy byłaś żoną Chase’a, chciałaś mnie. Teraz, gdy nie żyje, chcesz go z powrotem. Wykrzywiła usta w proteście. - Potrzebuję tygodnia, może trochę więcej... - Na wyjaśnienie sprawy, która pozostaje zagadką od siedemnastu lat? Ty ją rozwiążesz w ciągu tygodnia? Przestań... Uniósł mu się jeden kącik ust. - Długo nad tym pracowałem. Jak myślisz, dlaczego przyjechałem akurat teraz? - Wiesz, kto podpalił tartak? - Jeszcze nie, ale chyba niedużo mi brakuje. Ktoś się denerwuje. - Westchnął i zmrużył oczy. Przerwał, jakby zastanawiając się nad własnymi słowami. Co teraz? Nie mogła znieść szalejących emocji. - Zjawiłem się wtedy w tartaku z jeszcze jednego powodu. Zamarła. - Jakiego? - Wróciłem po ciebie. - Co? Przeniósł ciężar ciała na zdrową nogę i przyglądał się jej. - Chase mi powiedział, że masz dosyć małżeństwa. Że nalegasz na rozwód. Uwierzyłem mu. Wiedział, że to koniec i... i miał zamiar się wycofać, Cassidy. Gdybym ja chciał ciebie, a ty mnie, nie miał zamiaru stawać nam na drodze. - Jezu... - Potrząsnęła z niedowierzaniem głową. Tego było już za wiele. - Ale nie za darmo. Po tylu latach ciężkiej pracy nie zamierzał po prostu sobie odejść. Chciał całą resztę. - Brig wskazał ręką w stronę okna. - Tartak, ziemię, drewno, biura. - Nie mogę uwierzyć, że chciał mnie sprzedać. - To nie było dla niego łatwe. I nie było zbyt szlachetne, ale wiedział, że nie może mieć ciebie, że go nie kochasz i że nigdy nie pokochasz, i to go zabijało każdego dnia. Stał się obojętny, rzucił się w wir pracy. - Brig potarł kark i odwrócił wzrok. - To nie wszystko - domyśliła się Cassidy. Westchnął. - Brig? - Cholera. - Oparł się o parapet i odchylił głowę. - Prawda jest taka, że nie byłaś jego pierwszą wybranką. - C... co? - Czuła, że huczy jej w uszach. - To ironia, Cass. - Odwrócił się do niej twarzą. - Chase się z tobą ożenił, bo byłaś jedyną żywą córką Buchanana. Kiedyś on też był zakochany w Angie. Jak wszyscy w tym przeklętym mieście. - Powinni wam odebrać odznaki! - Rex Buchanan był wzburzony, gdy wszedł do kuchni i zastał tam T. Johna pijącego kawę z jego żoną. - Wszystkim z biura szeryfa! Czy wy robicie coś poza zamieszaniem, piciem kawy i pokrzykiwaniem do dziennikarzy: żadnych informacji? Kto spalił tartak? Kto usiłował zabić mojego zięcia? Gdzie jest Sunny McKenzie? I kto to, do cholery, jest Marshall Baldwin? T. John westchnął głośno. - Pracujemy nad tym. Zacznijmy od pani McKenzie. Wzięliśmy psy gończe do lasu, ale ona jest sprytna. Psy ujadały i kręciły się w kółko, a potem zaczęły ciągnąć, jak oszalałe. Myślałem, że znajdziemy ją w domku przy jeziorze Hayden, na pańskiej posiadłości przy wzgórzach. - Wiem, gdzie jest ten domek. Łowiłem tam ryby w dzieciństwie. - Był pan tam ostatnio? - Hm... - Rex nerwowo spojrzał na żonę. - Och, Rex, nie. - Dena sięgnęła po papierosy. - Przecież musiała gdzieś mieszkać, do diabła! Gdyby ją znaleziono, Chase znowu zamknąłby ją w zakładzie. Jest matką Williego... - I twoją kochanką! - wybuchnęła Dena, nie zwracając zupełnie uwagi na to, co sobie kto pomyśli. I tak była tematem plotek całego miasta. T. John wstał. - Nie ma jej już w tym domku. - Wiem. Dlatego tu jestem. - Rex oparł się o stół, a potem usiadł ciężko na kuchennym krześle. Patrzył przez okno na pola i basen. Przez lata starał się zatrzymać ulotną młodość, wrócić do czasów, kiedy żyła Lucretia, ale mu się to nie udało. Niestety. - Myślałem, że może pan wie, gdzie ona jest. biuro szeryfa. Pierwszym ruchem Milli miało być sprawdzenie, czy - On spróbował, ja odmówiłam. To wszystko. na wszystko. Brał ją pod prysznicem, na podłodze, na stoliku z wtedy ta jankeska suka pożałuje, że w ogóle się urodziła. Nieodwołalnie i bezpowrotnie. Zrozumiała, że jeśli nawet uda się jej ku sobie.